środa, lipca 25

Przyjaciele to wielki skarb.

***

Szłam, prawie biegłam za chłopakami. Ciągle byłam poganiana 'Abbie szybciej', 'księżniczko szybciej'. Ten drugi zwrot trochę mnie irytował. Zresztą powinno się tak do mnie zwracać, lecz ja nie chcę. Dziadek powtarzał mi, że to normalne i powinnam się przyzwyczaić. cóż..
Doszliśmy do pięknego jeziora w środku lasu. Czyżby to nie to jezioro o którym tyle słyszałam od dziadka? Porośnięte żółtymi liliami, pełne syren i głośnego ich śpiewu. Zgadzało się co do niebieskiego bzu, czerwonych tulipanów i zielblu, tak zwanego bzu z białą korą. Gdy się zatrzymaliśmy, Jaydena ułożyli obok drzewa, ja zbliżyłam się do jeziora wpatrzona w jego piękno. Nagle Volsus momentalnie do mnie podbiegł i złapał za przedramię:
- Stój! nie dotykaj, nie wchodź.. tylko patrz.
Nic nie rozumiem. Odwróciłam się w jego stronę. Staliśmy bardzo blisko siebie.. zdenerwowanym tonem powiedziałam:
- Nie wiem gdzie jesteśmy, kim jesteście, co tu robimy, co się dzieje! 
westchnęłam:
- I jeszcze nie mogę się odprężyć.
Spojrzałam mu w oczy a on w moje. Miał w nich taki przyjazny wyraz, aż uśmiech pojawiał się na twarzy. Staliśmy tak kilkanaście sekund aż w końcu się odezwałam:
- Bardzo przepraszam. Jestem zdenerwowana.. i zmęczona.
Odwróciłam wzrok. W końcu się odezwał:
- Rozumiem Cię. Po prostu chcę Cię chronić. To jezioro jest niebezpieczne dla wszystkich. Żyją tu.. znaczy żyły syreny, które zaczarowały to jezioro. Swoim pięknem zwabiają ludzi, mężczyzn. Zależnie od dnia, daty, ich humoru albo pożerają kto tylko do niego wejdzie lub zmieniają w syrenę. Dlatego możesz tylko je podziwiać.
Uśmiechnął się. Miał czarujący uśmiech. Był boski! 
- Teraz to już pewnie bez znaczenia! 
Wykrzyczał Marks, który stał kilka metrów od nas odwrócony tyłem szukając jakieś rzeczy. Volsus spojrzał się w jego kierunku, później ponownie na mnie i dodał:
- No tak, ma rację.
Nurtowało mnie to pytanie:
- Nie żyją? Co się stało?
- Zapewne król, znaczy twój dziadek.
Uśmiechnął się. Ja też, po prostu działa na mnie uspokajająco, czuję się wyluzowana.. jest  świetny. Mówił dalej:
- Opowiadał ci o jeziorze, ale nigdy Ci go nie pokazał.
- mhm to rozumiem. Jest niebezpieczne.
Przewróciłam oczami, uśmiechnęłam się i spojrzałam się na niego. On natomiast się zaśmiał:
- No tak, no to przejdźmy dalej. Popadłaś w sen, z wymęczenia, nie wiem  na jakieś dwa dni. Przez ten czas zdołaliśmy się dowiedzieć, że Manteusz rozpoczął poszukiwania Ciebie. Nie dotarł jednak do lasu ponieważ Niebiosa zaatakował Diremor. Wykorzystał fakt, że Ciebie nie ma, Menteusz tak cię kocha, że zdoła oddać życie za Ciebie. Teraz Niebiosa i my..
Spojrzał się na Marksa. Nie przerywałam mu:
Niebiescy, Menteusz i zwłaszcza ty jesteśmy w wielkim niebezpieczeństwie. Armia Mormendów tropi nas, szuka, rzuca zaklęcia aby nas znaleźć, a zwłaszcza Ciebie. Margaret widziała, że Pluton chce się zemścić i cię poszukuje. Syreny natomiast uwięziła Pira. Nie wiem dlaczego. To wszystko co mogę ci powiedzieć.
Zamarłam. Stałam jak wryta, a w oczach miałam łzy wyobrażając sobie mojego dziadka.. rodziców podczas tej zaklętej walki. Znów Volsus się odezwał:
- Dobrze, że nie ma Margaret. Gdy tylko widzi łzy od razu się rozkleja i później spada nieoczekiwany deszcz.
Uśmiechnął się. Jayden patrzył w naszą stronę i odezwał się do nas:
- Abbie, musisz być w stanie zatrzymać łzy, wykryją nas, rozumiesz?
W tej chwili Volsus spojrzał na Jaydena i później na mnie:
- Należysz do niebieskich, masz w sobie niebieską krew? 
- Dowiedziałam się o tym podczas starcia z Plutonem.
- Walczyłaś z nim? Jaką masz moc?
Jayden odzywa się:
- Jeszcze w pełni jej nie odkryliśmy.
- Jak to?
Zapytałam bez namysłu, przecież wystarczy czegoś bardzo pragnąć.
Jayden uzasadnił:
- Ma moc volens
Spojrzał się na mnie i wytłumaczył to:
- Wystarczy chcieć. 
I się uśmiechnął. Volsus patrzył na mnie jak bym była jakąś Wenus z Milo. A przecież nie byłam. Jego wielkie zielone oczy spojrzały w prawą stronę, jakby coś usłyszał, to była Margaret. Biegła i zmęczona drogą spytała:
- Volsus, Marks znaleźliście? 
Marks krzyknął:
- Jest! 
Uradowany odwrócił się w naszą stronę i gdy zobaczył Margaret bardzo się zdziwił po czym dodał:
- O Margaret. Co ty tu robisz?
- Nie mamy czasu na rozmowę, przenieś nas szybko. Ja biorę Jaydena, Marks zaopiekuj się skrzynią a ty Volsus zabierz Abbie.
Nic nie rozumiałam. Wiedziałam, że Margaret mi nie odpowie więc spytałam Volsusa:
- Gdzie zabrać?
Marks przyniósł skrzynię. Była wielka i oklejona niebieskimi klejnotami. Trochę pereł, bursztynu i diamentów. Oczywiście niebieskich. Margaret złapała za rękę Jaydena i coś wyszeptała mu do ucha. Wstał i razem skoczyli do skrzyni szybko znikając. Następnie Volsus złapał mnie za rękę i powiedział:
- Musisz zrobić to samo. Wiem za pierwszym razem zawsze jest strach, musisz to zrobić aby przeżyć.
Jego dłoń była bardzo delikatna. Zrobiłam tak jak mi powiedział. Podeszliśmy do skrzyni i na trzy, cztery skoczyliśmy do niej.

***

Ocknęłam się i nie zauważyłam wokół mnie nikogo. Wstałam i wtedy aż się przestraszyłam. Volsus leżał jakieś cztery metry obok mnie nieprzytomny. Podbiegłam do niego, ukucnęłam i już chciałam go budzić gdy sam otworzył oczy. Uśmiechnął się, podniósł i razem wstaliśmy bez słowa. Rozejrzał się po okolicy i jakby trochę zdenerwowany powiedział mi:
- Nie jest dobrze. Mieliśmy przenieść się do Niebieskiej krainy na zboczach Gór Nadziei. 
- Dlaczego znaleźliśmy się tutaj?
- Ponieważ ktoś musiał zobaczyć naszą teleportację i rzucił zaklęcie in oppositum.
Chciał mi je wytłumaczyć lecz je dobrze znałam. 
- W innym kierunku..
- Tak. Żeby tylko Marksowi nic się nie stało. Musimy się gdzieś schronić i to szybko. Pewnie Pluton znajduje się niedaleko nas.
Nagle zaczęło mi się robić słabo, traciłam oddech. Gdy tylko Volsus to zauważył szybko objął mnie i wyszeptał:
- To Pluton, jest nie daleko. Rzucił kolejne zaklęcie, to pewnie on nas tu przysłał. Musimy uciekać. 
Po chwili dodał:
- ad hoc tempore in incantatores hostium relinquit corpus.
Poczułam wolność w mojej duszy, znów mogłam spokojnie oddychać.Odsunął się ode mnie i powiedział spokojnym tonem  z uśmiechem na twarzy:
- To moja moc. sed anima. Czyli leczenie dusz. Jej mogę używać w każdej sytuacji, taką zaletę posiadają mężczyźni.

***