sobota, maja 26

Niebieska pomoc.

***

Obudziłam się w nieznanym miejscu. Wstałam gwałtownie i rozejrzałam się po okolicy. Było strasznie ciemno, czułam lęk. Coraz większy, ponieważ nigdzie nie widziałam Jaydena. Zauważyłam drzwi podeszłam do nich nacisnęłam na klamkę i otworzyłam powoli. Promienie słońca całkowicie oślepiły mnie. Zrobiłam krok w przód zasłaniając promienie ręką i po woli opuszczałam ją. Zapadła cisza. Przede mną stało dwóch chłopaków niewiele starszych ode mnie i jedna dziewczyna, która zajmowała się Jaydenem. Obok niego leżało pełno zakrwawionego materiału. Wiedziałam, że to wszystko przeze mnie, przez mój brak doświadczenia. Spojrzałam na nieznajomych i spytałam:
- Stało mu się coś poważnego?
Aż łza spłynęła mi po policzku. Patrzałam na Jaydena taka zła na siebie i zarazem zmartwiona jego stanem, że miałam chęć się zabić. Spojrzałam na tych nieznajomych chłopaków jeden z nich odwrócił się w moją stronę. Miał granitowe włosy i wielkie zielone oczy. Jego rysy były bardzo łagodne a jego pozytywne spojrzenie i uśmiech aż rozgrzewał od środka. Był wysoki i wysportowany. Strój odbiegał od stroju niebioszczan.. dziwne. Po kilku sekundach odpowiedział:
- Radzę Ci nie płakać. 
Uśmiechnął się ponownie, spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Po jego obrażeniach wynika, że mieliście starcie z kimś dosyć doświadczonym i mocnym.
- Pluton. Tak mi się przedstawił.
Drugi chłopak aż zwrócił na mnie uwagę. Obejrzał się w moją stronę i powiedział:
- Poluje na niejaką Abbie. Ziemska dziewczyna, wnuczka króla. Pewnie uważa się za nie wiadomo kogo. Pewnie niedługo będzie już po niej. Prawda Volsusie?
Powiedział to z obojętnością, nie miał świadomości, ze jestem nią ja. Ludzi powinno się najpierw poznać, a później ich oceniać. Zarozumiały kretyn. Był wysoki, wyższy niż ten pierwszy chłopak czyli Volsus, jak dowiedziałam się z ich rozmowy. Miał srebrzysto szare włosy i umięśnione ciało. Był podobny do tej dziewczyny. Oboje mieli takie same rysy twarzy i szare oczy. Ich włosy były takie długie, że aż promieniały w blasku słońca. Pierwszy chłopak wzruszył ramionami i odpowiedział mu:
- Marks, lepiej skup się na swoim zadaniu. A tej dziewczyny nawet nie znasz.
- Jak myślisz, wnuczka króla ma wielkie luksusy w pałacu i każdego na kiwnięcie palca.
Przewrócił oczami. Volsus spojrzał na mnie:
- Jestem Volsus. A ty?
Otworzyłam usta i nie miałam pojęcia co powiedzieć. Skłamać? Podałam mu po prostu rękę i po chwili gdy zdziwił się moim dziwnym zachowaniem dziewczyna odwróciła się i odezwała:
- Jestem Margaret. Chodź tutaj, musisz mi pomóc. Jak ma na imię ten chłopak?
- Jayden.
Odpowiedziałam cichym i zmęczonym głosem. Ruszyłam się w  ich stronę gdy Jayden zaczął się poruszać i otworzył oczy:
- Abbie?! Abbie?! 
Podbiegłam do niego jak najszybciej , ukucnęłam przy nim, pogłaskałam po ręce i w pośpiechu odpowiedziałam:
- Jayden, kochany jestem przy tobie. Jesteśmy cali.
- Gdzie jesteśmy?
Odpowiedział szeptem z wycieńczonym głosem. Spojrzałam się w górę na tych chłopaków, mieli dziwne miny. Volsus spytał się:
- To ty jesteś tą wnuczką Menteusza?
- Tak. Ale to teraz nie ważne. Gdzie jesteśmy?
Zdziwili się a Marks nawet się trochę zawstydził. Wygadywał przy mnie takie bzdury. Było to okropne ale nie będę tego przecież brała do serca. Wszędzie są plotki. Margaret zdenerwowana powiedziała:
- Las Flosji. Jakieś dziesięć kilometrów od zielonych równin.
Aż ciarki przeszły mi po plecach gdy usłyszałam ponownie tą nazwę i od razu przypomniało mi się co tam strasznego zaszło. Położyłam głowę Jaydena na swoich kolanach i zmartwiona wpatrywałam się w niego. Otworzył ponownie oczy, spojrzał na mnie i uśmiechnął się:
- Przepraszam Cię, za tą kłótnię.
- Cicho bądź. To wszystko moja wina, przepraszam że Ciebie nie posłuchałam i chciałam jechać do Mormendi i zaufałam mu i..
Pokiwałam głową. Spojrzałam na niego ponownie on złapał moją dłoń i powiedział:
- Martwiłem się o Ciebie. 
Wtedy Margaret powiedziała:
- Musi się położyć. Pomożecie mi?
Wszyscy razem zanieśliśmy go do łóżka do chaty obok. Pożegnałam się z nim ucałowałam w policzek i powiedziałam 'Dobranoc'. Był taki zmęczony, że od razu usnął. Posiedziałam jeszcze trochę przy nim i wyszłam na zewnątrz. Margaret gdzieś poszła z Marksem i zostałam sama z Volsusem. Spojrzał na mnie. Chciał coś powiedzieć ale spuścił głowę. Usiadłam na pieńku drzewa i zaczęłam rozmowę:
- Nie mam pojęcia kim jesteście. Chyba nie Niebioszczanami.
- Pewnie, że nie.
Odpowiedział bez chwili zastanowienia. Spojrzał na mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami i dodał:
- Jesteśmy z plemienia niebieskich. Opowiadał Ci ktoś kiedyś o nich?
Postanowiłam nie kłamać:
- Tak.
- Pewnie wiesz, że jest nas bardzo mało i musimy żyć w ukryciu.
- Przecież, nie różnicie się od niebioszczan w żaden sposób. Więc nie możecie ukrywać swojego pochodzenia przed innymi?
- Nie rozumiesz. To nasza kultura, nasze obyczaje, tradycje. Nie porzucimy ich, nigdy.
Uśmiechnął się i dodał:
- A ty jesteś ziemską niebioszczanką, tak?
O matko. Musiałam to powiedzieć:
- No właśnie.. nie całkiem.
- Jak to?
Zdziwił się. Wystraszył? Sama nie wiem:
- Dzisiaj odkryłam swoje prawdziwe pochodzenie.
Oddalił się ode mnie. Co było dziwne. I spytał:
- Chyba nie pochodzisz z Mormendi?
Wystraszył się. Widocznie na prawdę mormendowie zrobili im nie lada krzywdę. Musiało coś strasznego się wydarzyć. Spojrzałam się na niego, uśmiechnęłam i odpowiedziałam na jego pytanie:
- Oczywiście, że nie.
Zaśmiał się i uspokoił.
- Wystraszyłaś mnie.
Dodał z uśmiechem na twarzy. W ten czas szybkim krokiem przyszła Margaret ze strachem w oczach:
- Wracamy.
Volsus spojrzał na nią i spytał się:
- Dokąd? Teraz?
- Tak. natychmiast. Zabieramy dziewczynę i chłopaka. Musimy uciekać. Jak najszybciej. Najlepiej w głąb lasu, tam nikogo nie znajdą.
Uciekać? Przed kim? Przecież mormendowie od kilku lat mają zakaz wstępu do Niebios, tak tłumaczył mi Jayden. Czyżby coś się zmieniło? Dziadek na pewno by na to nie pozwolił. Coś musiało się stać. Zapytałam wystraszona:
- Dlaczego?
Wtedy przyszedł Marks i razem z Volsusem pomogli wstać Jaydenowi i pomogli mu wyjść z chaty. Marks spojrzał na mnie i zawołał:
- No chodź!
Spojrzałam na Margaret, ona na mnie i krzyknęła:
- Idź, później Ci to wytłumaczę!
Ze względu na Jaydena poszłam za nimi w głąb lasu. Nie miałam wyjścia. Nie znałam tej okolicy, ale przed kim uciekaliśmy? Lub przed czym? nie miałam pojęcia, bałam się.

wtorek, maja 22

Nie warto się śpieszyć

***

Pluton celując we mnie różdżką zaśmiał się podle. Spojrzał na mnie:
- On mi już nie będzie do niczego potrzebny.
I skierował różdżkę w Jaydena. Łzy same napłynęły mi do oczu, sama nie wiem dlaczego momentalnie zaczęłam płakać. Głośno krzyknęłam:
- Nie! 
Odwrócił wzrok. Uśmiechnął się:
- Zostaw go, rozumiesz?
Odpowiedziałam pewna siebie stanowczym głosem. Łzy nie przestawały mi lecieć. Poczułam na swojej bladej skórze krople wody, oboje spojrzeliśmy w górę.. deszcz. Na Niebiosach deszcz? W tej porze roku? I to tak gwałtownie? Poczułam jak mój odcień skóry zmienia się pod wpływem kropli deszczu na niebieski. Wiedziałam, że to nie jest przypadek. Pluton patrzał na mnie przerażonym wzrokiem momentalnie skierował różdżkę na mnie i wypowiedział zaklęcie: ' erit Sit pulverem aeterno'. Nie zapomnę nigdy tej chwili. Ten błysk magii,  czułam, że to jest już koniec. Zamknęłam oczy i.. nic. Nie doznałam żadnego bólu. Otworzyłam oczy a Pluton stał tak przestraszony, że nie wiedział co zrobić. Jednak miałam przeczucie, że już obmyśla plan. Spojrzał się na mnie, uśmiechnął się tak podle, że wiedziałam że stanie się coś złego. Podniósł różdżkę do góry i zapytał:
- Boisz się? 
Spojrzał się teraz na Jaydena, na mnie i już czułam strach. Zabije go.. to przyszło mi na myśl. Postanowiłam uratować go i  zrobiłam krok w przód. Pluton skierował różdżkę na niego:
- Jeszcze jeden krok, jeden ruch a zapomnisz o swoim przyjacielu.
Wiedziałam, że albo on albo ja. Miałam się już poddać. Deszcz nadal lał. Błyskawice zaczęły pojawiać się na niebie. Czułam się teraz silna, potężna. Łzy leciały mi po twarzy cały czas. Spojrzałam na Jaydena miałam już powiedzieć Plutonowi, żeby zabił mnie, lecz on otworzył oczy. Jayden spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami na które spadały mokre pasma włosów i poruszał ustami jak by chciał powiedzieć 'chciej bardziej'. Spoglądał się na mnie cały czas jak bym tylko ja była jego nadzieją. Na początku go nie zrozumiałam, jednak potem przypomniała mi się ostatnia nasza lekcja przed tym wydarzeniem. Gdy Jayden uczył mnie, że dawno temu na Niebiosach żyły dwa ludy. Niebiescy i Niebioszczanie. Żyli w zgodzie. Oboje dorównywali swoim siłom, jednak Niebiescy posiadali niezwykłe siły, każdy inną. Mówił mi, że do tego czasu gdzie nie gdzie jeszcze żyją Niebiescy.  Jednak jest ich strasznie mało. Siły bowiem odziedziczają tylko te dzieci, których rodzice pochodzę wyłącznie z plemienia niebieskich. Mój ojciec i matka musieli wywodzić się z tego plemienia. Teraz wszystko rozumiem. To moje łzy wywołały deszcz a on  zmienił moją skórkę na niebieską. Teraz muszę tylko odnaleźć swoją moc. I mam na to niespełna minutę. Cały czas powtarzałam w myślach słowa Jaydena ' Chciej bardziej, chciej bardziej '. 
Zrozumiałam.... Otworzyłam oczy spojrzałam na Plutona i uśmiechnęłam się chamsko. Spojrzałam na drzewa i na ich liście i w myślach zaczęłam pragnąć aby zaczął unosić je wiatr. I tak co raz bardziej. I bardziej.
Zamknęłam oczy i poczułam dotyk łagodnego i ratującego mnie wiatru. Wiatr stawał się co raz silniejszy.. liście zaczęły wariować. Unosiły się nad powierzchnią tak, że nie dało się nic zrobić. W dodatku zaczęłam przywoływać silniejszy wiatr, w myślach. Momentalnie łagodny wietrzyk zmienił się w huragan. Nie widziałam wcale Jaydena a Pluton trzymał się mikrówki z  przerażoną miną. Na mnie wiatr nie robił wrażenia. Mogłam poruszać się swobodnie. Cała zalana łzami i przemoknięta zaczęłam szukać Jaydena i wreście zauważyłam go. Podbiegłam natychmiastowo, odgarnęłam mu mokre pasma włosów z twarzy i powiedziałam szeptem:
- Dziękuje.
Jayden podniósł ostatnimi siłami powieki i powiedział:
- Abbie, pomóż mi wstać i wynieśmy się z stąd. 
Pokazał ręką na rumaka stojącego w oddali. Ucałowałam go w czoło i odpowiedziałam mu z uśmiechem na twarzy:
- Tak się bałam.
Pomogłam mu wstać i zaprowadziłam go na rumaka. Był strasznie ciężki i cały poobijany. Wsiedliśmy na niego i ruszyliśmy w stronę zamku. Deszcz cały czas lał. Jayden powiedział mi na ucho siedząc z tyłu:
- Możesz już to wszystko odwołać.
Tak też zrobiłam. Przestałam płakać, choć na początku nie mogłam tego uczynić. Było to strasznie trudne. Pomyślałam więc sobie, że uratowałam Jaydena, odnalazłam dziadka.. jakoś się udało. Później w myślach zaczęłam powtarzać sobie ' niech wszystko wróci do stanu poprzedniego '. Powoli moja skóra zmieniała kolor, deszcz i wiatr również ustał. Zrozumiałam, że jedynym osobą na Niebiosach, którym mogę ufać są Jayden i mój dziadek i że warto być cierpliwym ;)

***