wtorek, stycznia 22

Volsus&Abbie

***

Musieliśmy uciekać z Volsusem, z tamtego miejsca. Nie śpieszyliśmy się, po prostu byliśmy ostrożni i kroczyliśmy przed siebie. 
- Volsusie, tak się zastanawiam. Nie lepiej stawić czoła wrogowi? Ciągle musimy uciekać, jestem tym już zmęczona.
Nieśmiało wydukałam to z siebie. Nie wiedziałam jak na to zareaguje. Ale myślałam o tym trochę czasu. Volsus gwałtownie stanął, wtedy ja też. 
- Pluton, jeśli w ogóle to on jest niebezpieczny. Nie damy rady go pokonać. Jest zbyt silny.
Odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał się na mnie. Nie zauważyłam w jego oczach nawet cienia radości. Czymś się martwi. Odpowiedziałam mu:
- Razem z Jaydenem sobie poradziliśmy. 
- Był wtedy sam?
- Tak.
Wtedy w myślach sama sobie odpowiedziałam. Na pewno teraz nie jest sam. Volsus spojrzał przed siebie i ruszył dalej. Zmęczona i zmartwiona losami Jaydena złapałam Volsusa za ramię i powiedziałam do niego:
- Nie dam rady dalej iść. I tak musimy porozmawiać. Odpocznijmy. 
Volsus patrząc przed siebie rozmyślał. Sama nie wiem czy w ogóle wtedy mnie słuchał. Dodałam:
- Prosze.
Rozejrzał się i smutnym wzrokiem spojrzał na mnie i powiedział:
- Dobrze. Tam zauważyłem jaskinię. 
Wskazał ręką.
- Schowamy się i odpoczniemy. Pora przygotować jakiś posiłek. 
Odetchnęłam z ulgą. Trochę wrócił mi humor i aby rozluźnić atmosferę dodałam:
- Już myślałam, że wy nic nie jecie. 
Volsus nareszcie się uśmiechnął.

Rozpaliliśmy ognisko. Zaczęło robić się ciemno.  Volsus poszedł po coś na kolację. Ja natomiast ułożyłam się wygodnie w jaskini i czekając na swojego towarzysza rozmyślałam. Nadal nie wiedziałam czy wybrać Niebiosa czy znów Ziemię. Tutaj zrobiło się niebezpiecznie. Dziadka nie widziałam już od trzech czy czterech dni. Rodzice na Ziemi pewnie się niecierpliwią i martwią o mnie. W Niebiosach coraz więcej osób chce mnie zabić ale tutaj jest Volsus.. i Jayden. Mam wrażenie, że łączy mnie jakaś więź z Volsusem. Czasem dostrzegam w nim cechy podobne do moich. Lubie go i to bardzo. Po chwili usnęłam ale obudziły mnie kroki. Gwałtownie wstałam i wyczekiwałam aż z mroku ujrzę Volsusa. Po dłuższej chwili wyszłam na zewnątrz i nie ujrzałam nikogo. Wystraszyłam się. Szybko weszłam ponownie do jaskini i ogrzałam się przy ognisku. Wtedy pomyślałam o dziadku. O tym, że szuka mnie i nie ma żadnych wieści o mnie. I do tego rozpętała się wojna.. 
- Jestem!
Odezwał się Volsus. Przyniósł do jaskini jakiegoś zwierzaka i owoce. 
- Zobacz co mam. Przysmaki Niebieskich. 
Uśmiechnął się. Skulona siedziałam przy ognisku patrząc w płomienie.
- Boję się. O dziadka i resztę.. O Jaydena i twoich kolegów. 
Volsus położył jedzenie na ziemi. Podszedł do mnie. Ukucnął i mnie przytulił.
- Abbie ja też. Ciągle się o nich martwię i oni o nas pewnie też. 
Od razu poczułam się lepiej. Położyłam głowę na jego ramieniu.
- A jeżeli nie żyją? I to przeze mnie. Nie będę mogła żyć z tą świadomością.
Volsus przytulił mnie jeszcze bardziej.
- Czuję, że są wśród nas. 
Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę. Podniosłam głowę, spojrzałam się na niego. On uczynił to samo. Uśmiechnęłam się  a on powiedzał do mnie:
- Zjedzmy coś.
Myślałam, że jest bardziej romantyczny. Wstał i zaczął przygotowywać posiłek. Ja natomiast nadal siedziałam przy ognisku rozmyślając o losach przyjaciół i krewnych.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz